06 listopada 2014, 18:39
Ciąg dalszy lekarzy... byłoby zbyt pięknie, gdyby po ciąży nie było "ale".
Położna w 2 tyg. życia Mikołaja kazała jechać go zważyć. Uznała, że nie przybiera na wadze. Ok, pojechaliśmy, przybrał ok 300 g od wagi, jaką miał przy wyjściu. Doktorowa jednak przyczepiła się do jego żółtości. Stwierdziła, że jest bardziej żółty niż wtedy, kiedy go widziała. Skierowanie do szpitala, żeby na izbie zbadali mu poziom bilirubiny. Od razu z poradni pojechaliśmy do szpitala. Mieliśmy farta, jak się później okazało, i zbyt dużo dzieci nie było (izba plus SOR). Obejrzeli go, pobrali krew i ponad godzinka czekania za wynikiem. Lekarz uznał, że jest to wynik, z którym dzieci są wypuszczane do domów i oni nic z tym nie zrobią. Kontrola w poniedziałek (3.11.). Zapytałam się gdzie ta kontrola, kazano nam przyjechać do nich.( w domu byliśmy po 18) Jedziemy w pn i co? Jak to do nich, oni nie robią kontroli, do poradni powinniśmy iść. Na usta cisnęły nam się bardzo niecenzuralne słowa, ale zdani na ich łaskę, nie wybuchliśmy. Czekamy godzinę, żeby wejść do pediatry i nic. Zostaliśmy zapomniani. Do mnie rozbrzmiał telefon i podczas rozmowy patrzę, że Arek zerwał się i leci do jakiejś kobitki. Przyglądam się i wiem, że skądś ją znam... pewnie jakaś ciotka. Była to żona Arka chrzestnego, która tam pracuje. Momentalnie się nami zainteresowano, pobrano małemu krew bez czekania do pediatry! Nie można było tego zrobić godzinę wcześniej, tylko siedzieliśmy z noworodkiem w skupisku zarazków, wśród chorych dzieci. Znowu godzinka czekania na wynik. Poszliśmy poszukać jakiegoś ustronnego miejsca. Czas jakoś zleciał na karmieniu, przewijaniu. Gdy wróciliśmy na izbę z ciotką się pogadało i dostaliśmy przy okazji olśnienia. Okazało się, że u Arka w rodzinie kilka osób ma podwyższoną bilirubinę, w tym sam Arek. Kiedy już weszliśmy do pediatry i wysłuchałam zaleceń m.in. karmienie mieszane i dopajanie glukozą, którą wcześniej zaleciła położna, ale lekarz z poprzedniej wizyty, nie kazał podawać, wspomniałam o tym rodzinnym problemie i tym sposobem wylądowaliśmy w poradni patologii noworodka... dzięki cioci wizyta 14. Wczoraj okulista i 27 USG bioderek- prywatnie, bo terminów na ten rok nie ma. Ręce, nogi i skarpetki opadają.