Jak sobie poradzić po stracie psa.....

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy: Robert A., Jarek

Aleksandra2019
Posty: 13
Rejestracja: 24 października 2019, 05:03

23 listopada 2019, 06:37

Nadal pustka.. Brakuje mi mojego kochanego futrzaczka. I znow uslyszalam "ale to byl tylko kot". I dastalam cholery! Nie rozumiem jak mozna tak splycac czyjes uczucia i odbierac komus prawo do smutku po stracie. Moze i "tylko" ale zwierzak to wierniejszy przyjaciel niz niejeden czlowiek. Nie ocenia, nie osądza, jest i trwa pomimo wszystko. Nie dba o to czy dzis wygladasz kwitnaco i elegancko, czy masz wywalone na wszystko i chodzisz w dresie.
Tesknie za nia.. Strasznie ciezko na duchu..
Ilonas
Posty: 88
Rejestracja: 01 października 2018, 10:54

24 listopada 2019, 22:38

To forum już nie jest takie jak jak rok czy dwa trzy lata wcześniej. Nikt już tu nie pisze.ludziom chyba szybciej przechodzi po stracie pupila
Agawe1975
Posty: 27
Rejestracja: 22 czerwca 2019, 08:06

26 listopada 2019, 14:14

Aleksandra jak tam?
Aleksandra2019
Posty: 13
Rejestracja: 24 października 2019, 05:03

26 listopada 2019, 20:43

Agawe, bywalo lepiej.. wczoraj minely 4 tygodnie. Wracajac autem z pracy lzy mi lecialy po twarzy, nie widzialam drogi. Ale juz tak nie szarpie wnetrznosciami, tylko ten dojmujacy smutek i tesknota.
A jak Ty sobie radzisz? Jest cjoc odrobine stabilniej?
Agawe1975
Posty: 27
Rejestracja: 22 czerwca 2019, 08:06

27 listopada 2019, 00:16

Wpadłam w jakieś otępienie. Zapominam, robię jakieś głupie błędy, autem jeżdżę jak nieprzytomna w końcu się jeszczę rozwalę. Najgorsze są powroty do domu... To był zawsze najpiękniejszy moment dnia... Nasze rytuały. Strasznie tęsknię to aż fizycznie boli. Wczoraj minęły 2 tygodnie. Dziś zdałam sobie sprawę że nigdy z nią na tak długo się nie rozstawałam. Jeszcze pod koniec października miałam wyjazd służbowy na 5 dni. Boże jak ona się cieszyła po powrocie. Gdybym wiedziała że tak mało czasu razem nam zostało nie poleciałabym. Po powrocie nie mogłyśmy się sobą nacieszyć. Pamiętam jak kiedyś byłam w szpitalu mąż po powrocie z wizyty u mnie przywiózł moje piżamy do prania i rzucił je w łazience przy pralce do prania. Opowiadał, że po chwili szuka psa po domu a ona położyła się na tych moich piżamach. To była wielka miłość. To był wspaniały pies. Zawsze z uśmiechniętym pycholem. Za krótko żyła, za krótko. Tak mnie to boli. Nie radzę sobie z tęsknotą. Ostatni odcinek drogi do domu to już była radocha. Jakkolwiek gówniany byłby dzień nic już nie miało znaczenia. Bo jechałam do niej. Nie potrafię wracać do tego domu. To już nie jest ten dom. Przywieźliśmy ją tutaj dwa dni po przeprowadzce. To był nasz nowy dom i jej nowe życie po schronisku. Wszystko tu ją pamięta i przypomina. To nie jest ten dom, ja to już nie ja. Boję się tego smutnego życia dalej.
Agawe1975
Posty: 27
Rejestracja: 22 czerwca 2019, 08:06

27 listopada 2019, 00:32

Ilonas ludzie nie piszą... może nie mają siły, może im to nie pomaga. Powiem Ci, że mnie to przeraża jak czytam, że będę już cierpieć zawsze. Wiem, że ludzie tracą najukochańsze osoby, dzieci, rodziców i żyją dalej. To jest moje pierwsze spotkanie ze śmiercią tak bliskiej mi istoty. Umierała w moich rękach, na moich oczach. Ja podjęłam decyzję, że to nastąpi. Dla mnie to trauma straszna. Zwierzęta uczą nas przemijania, odchodzenia bo ich życie biegnie obok naszego na przyspieszony obrotach. Pomyślałam dziś, gdybyśmy my umarli tragicznie a ona by została sama... Nie, to chyba gorsze. Albo gdyby zaginęła to ja oszalałabym na pewno nie wiedząc co się z nią dzieje czy jej ktoś nie krzywdzi. Pochorowałabym się psychicznie na pewno. A może teraz też się to stało?
Aleksandra2019
Posty: 13
Rejestracja: 24 października 2019, 05:03

27 listopada 2019, 04:52

Agawe, czytam Twoje posty i widze siebie sprzed 2 tygodni.. te same objawy, te same watpliwosci i ten sam bol. Powroty do domu sa najgorsze, w pracy sie jeszcze jakos trzymalo, problemy zaciemnialy bol. Ale juz w drodze do auta zaczynalo sie otepienie. I strach. I miliony powodow zeby tam tylko nie wracac. Do tego miejsca, ktore bylo domem a teraz jest tylko mieszkaniem. Dostalam kiedys od kogos tabliczke z napisem "dom bez kota jest tylko zwyklym mieszkaniem", nie przepadam za takimi gadzetami i czulam ze cos z tym bedzie nie tak ale zwalalam to wlasnie na ta niechec. Tabliczka lezy na polce i teraz szydzi ze mnie... boli jeszcze bardziej gdy na nia patrze. Podobnie jak Ty Agawe, wprowadzilam sie do tego mieszkania z nia, byla tu ze mna od pierwszego dnia. To byl dom bo ona tu byla, z cala swoja kocia miloscia, o ktorej kiedys myslalam ze nie istnieje. Ze niemozliwe by kot zachowywal sie jak pies, reagowal na imie, przybiegal gdy sie go wola, nawet gdy spi gdzies snem kamiennym. Ze tuli sie i cieszy na moj widok. Ze potrafi pokazac co chce, ze reaguje na slowa. Ze oddaje uczucie jakim ja darze. Zawsze mowilam do niej "moj kotopsie", a ona rozumiala. Brakuje mi jej jak nikogo na swiecie.
Myslalam, ze z czasem bedzie coraz spokojniej. Czasami jest. A czasami z nikad przychodzi rozdzierajacy bol, ostatnio juz glownie w mieszkaniu, i siadam na podlodze gdzie wlasnie stoje i rycze. Mysle, ze kazdy z forumowiczow nosi w sercu swojego pupila i kazdy radzi sobie z tym bolem jak potrafi najlepiej, po swojemu. Jedni biora od razu kolejnego zwierzaka, inni pozniej gdy juz zaloba im na to pozwoli, a inni juz nigdy nie zaryzykuja. Myslalam o zabraniu jakiejs koty ze schroniska, pojechalam tam kilka dni po tym koszmarnym dniu. Nie wybral mnie zaden kot, ja nie chcialam brac inaczej. Tiki do mnie przyszla, pewnego dnia znalazla sie pod drzwiami moich rodzicow, ktorych wlasnie odwiedzalam. Byla wylysialym kocim szkieletem z zaciazonym brzuchem... skad wziela sie w bloku na 9 pietrze?.. nie wierze ze ktos ja tam dostarczyl. To ona szukala mnie a ja wtedy potrzebowalam jej. Nigdy jej nie zapomne, zawsze bedzie miala szczegolne miejsce w moim sercu, tam gdzie nie dotarl czlowiek.
Teraz potrzeba czasu na zmiane myslenia i czucia. Na powolne oswajanie sie z pustka. Czlowiek to taka bestia, ktora do wszystkiego moze sie przyzwyczaic ale wszystko ma swoja cene, oby nie bylo to zdrowie lub... trzymam kciuki, za wszystkich i za siebie, by tych momentow rozpaczy bylo coraz mniej, by bol pozwalal zyc, a z czasem przerodzil sie w cudowne wspomnienia z delikatnym usmiechem na twarzy i poczuciem, ze mialo sie kupe szczescia ze wlasnie to stworzenie bylo z nami i nauczylo nas kochac bezwarunkowo.
Joanna_Asia
Posty: 7
Rejestracja: 11 października 2019, 20:14

27 listopada 2019, 19:07

Dziś mija 8 tydzień od kiedy nie ma z nami Dyzia. Codziennie o nim myśle i mówię do niego przed snem. Nie płaczę już codziennie choć nadal nie potrafię obejrzeć jego zdjęć nie zanosząc się płaczem. Oswoiłam się z tym, że go nie ma ale nadal się nie pogodziłam. Myślę, że nigdy się z tym nie pogodzę i już zawsze będę się zastanawiać jak to się mogło stać. Nie jestem gotowa na innego pieska i choć bardzo bym chciał znów móc wziąć w ramiona małą puchatą istotę, to nie będzie mój Dyzio... :(
Zaglądanie tutaj uświadomiło mi, że są na świecie takie osoby jak ja, które bezgranicznie potrafią pokochać zwierzątko, dla których jest ono prawdziwym członkiem rodziny.
Ktoś kto nie stracił miłości nigdy nie będzie w stanie poczuć tego co my czujemy. Nikomu też tego nie życzę bo ból jest nie do opisania i pozostanie pewnie z nami na zawsze.
Trzymajcie się dzielnie Wszyscy!
Aleksandra2019
Posty: 13
Rejestracja: 24 października 2019, 05:03

06 grudnia 2019, 08:21

Agawe1975 pisze:
26 listopada 2019, 14:14
Aleksandra jak tam?
Agawe, daj znac co u Ciebie. Moze byc na priv
Agawe1975
Posty: 27
Rejestracja: 22 czerwca 2019, 08:06

08 grudnia 2019, 02:41

To jest straszne. Chciałabym napisać coś aby jakoś ulżyć sobie, pomóc, pocieszyć kogoś ale nie mam takich słów. Tytuł wątku założony lata temu przez Anię " Jak sobie poradzić..." Nie radzę sobie. Nie potrafię znaleźć sposobu. Ból nie maleje nawet mam wrażenie, że jest gorzej.
Pokonuję każdy dzień. Staram się trzymać. Przetrwać. A czas biegnie jak gdyby nigdy nic. Idą święta podobno...
Aleksandra napisałam.
Ilonas
Posty: 88
Rejestracja: 01 października 2018, 10:54

12 grudnia 2019, 19:39

U mnie dzis mija rok. Rok temu o tej godzinie wylam nad moim skarbem i nie wierzylam ze juz nie oddycha. Jak się dziś czuje? Niedowierzam ze minął rok a ja jeszcze żyje nie dowierzam ze to przeżyłam i nie umarłam z żalu rozpaczy i tesknoty. Z jednej strony minął juz rok a z drugiej czuje się jakby nie było go już wieki 😦 nie potrafię nawet opisać tego co dziś czuje. Brakuje mi słów a łzy same napływają mi do oczu. Wiedzialam wtedy i wiem ze moje życie nigdy już nie bd takie jak z nim... cały czas brakuje tej cząstki. Ta czastka mnie był on. Najwspanialszy najpiękniejszy najmadrzejszy i najkochanszy pies na świecie. Kochalam kocham i bd kochać do końca swoich dni.
Agawe1975
Posty: 27
Rejestracja: 22 czerwca 2019, 08:06

13 grudnia 2019, 11:59

Ilonas rozumiem Cię. Są osoby które tak kochają jak my. Nasze psy miały wielkie szczęście, że były nasze. Dla nas cena tej miłosci jest okrutna.
Aguula164
Posty: 48
Rejestracja: 15 lipca 2013, 17:26

23 grudnia 2019, 22:51

Witam,3 miesiące temu odeszły mi 2 pieski ,to dopiero boli ,zwłaszcza ,że nie wierzę ,że była to śmierć naturalna ...
Ilonas
Posty: 88
Rejestracja: 01 października 2018, 10:54

29 grudnia 2019, 21:59

Jest juz po świętach drugich bez niego... wydawało mi się ze trochę przywyklam do tego bólu ale ostatnie dni udowodniły mi ze tak nie jest.moze dlatego ze grudzień przypomina mi tamten dzień... czuje się nieswojo jakby trzeslo mnie wszystko w środku.
dagnyny
Posty: 23
Rejestracja: 11 marca 2018, 10:34

03 stycznia 2020, 22:14

Tez nie moge sobie poradzic po stracie mojej ukochanej Loli.Pozegnalam ja 5 stycznia 2018 roku.Czas nie leczy ran. Z kazdym dniem brakuje mi jej coraz bardziej i nie moge bez niej zyc.
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Google [Bot] i 1 gość